|
|
Z roku na rok regaty Sailbook Cup się rozrastają i to w takim tempie, że jak tak dalej pójdzie, to w przyszłości statki handlowe na Bałtyku będą ustępowały pędzącej na Gotlandię flocie żaglowej. Ilość nie zawsze idzie w parze z jakością, ale w przypadku tych regat to zdecydowanie sztandar jakości kroczył na przedzie. Jakość startujących wynika w dużej mierze z ducha sportowego jaki nakręcał wszystkie załogi. Jestem przekonany, że w tej imprezie każdy był mocno zmotywowany i nakręcony albo jeszcze dobitniej używając dwuznacznego słowa – napalony. W długich regatach każdy ma szansę. Dowodem tego był pierwszy etap. Do Gotlandii z niemałą przewagą dotarły pierwsze trzy jachty. Tak im dobrze szło w półwietrze, że jakież było ich zdziwienie gdy wyspa przywitała ich ciszą i armią dokuczliwych owadów. Pozostali bez większego trudu dopadli lub zbliżyli się do czołówki i można by rzec, że na początku ostatniej ćwiartki mieliśmy prawie drugi, wspólny start. Dramaturgia godna hollywoodzkich scenarzystów – zabrakło tylko jachtu z amerykańską flagą.
W drugim etapie to dla kilku załóg karty zostały rozdane w ciągu pierwszych sześciu godzin. Ta część regat udowodniła, że nawet jeżeli wyścig liczony jest w dniach, to nie można sobie odpuścić żadnej minuty. Serio. Wiatr był reglamentowany i jak ktoś przeoczył jakikolwiek z podmuchów lub zmian, to później już było tylko gorzej.
Emocji sportowych nie brakowało na całej, prawie sześciuset milowej trasie.
Jest taka cecha charakterystyczna dla tej imprezy, którą musi organizator pielęgnować: dobra atmosfera i dobry klimat. Tego na regatach Sailbook Cup nie brakowało i oby tak było w przyszłości. .
Jacek CHABOWSKI
zwycięzca SailBook Cup 2014
Najdłuższy i najsympatyczniejszy polski wyścig morski. O atmosferze tej imprezy krążą legendy. Trasa prawie 600 mil wokół Gotlandii z postojem w Visby. Usłyszeć o legendzie to jedno, ale przeżyć dosłownie i w przenośni to zupełnie co innego. Szymon juz żałuje że w przyszłym roku będzie gdzieś na Pacyfiku. Niesamowita impreza wyczarowana dzięki ciężkiej pracy niepoślednich osobowości czyli komandosów z SailBook.pl - Oli i Jacka. Dzik, "Dzień Polski" w Visby, "zrzuty ratunkowe" dla potrzebujących, stacja przekaźnikowa "Kristi", "Daleka droga Bliskiego", neutralizacje, no i ratlerek regat czyli pomarańczowe ...... "coś" wzbudzające zazdrość u skiperów większych jachtów, którzy mieli duże problemy, żeby nas zgubić. Pierwsze testy regatowe Maxus zdał na szóstkę, pływaliśmy w absolutnym czubie. Poza zasięgiem był tylko zwycięzca czyli Polled 2, ale z nim nie był wstanie konkurować nikt. Gratulacje! Byliśmy najmniejszym jachtem regat. Na pierwszym etapie byliśmy drudzy w grupie KWR, a całą imprezę ukończyliśmy na 4 miejscu.
Szymon KUCZYNSKI
żeglarz, sternik Atlantic Puffin, obecnie w rejsie dookoła świata Maxus Solo Around
W tym roku po raz pierwszy, miałem okazję wziąć udział w prawdziwych regatach morskich. Trasa ponad 600 Nm, dała możliwość poczucia, o co w tym ściganiu morskim chodzi. A SailBook Cup to znacznie więcej :-) Jacek i Ola stworzyli imprezę mogącą śmiało konkurować z niejednym zlotem żeglarskim. Wydawało się, że atmosfera wspólnej biesiady w Visby była nie do powtórzenia ale ... po dopłynięciu do Sopotu, okazało się, że nie ma rzeczy niemożliwych :) Na sam koniec pozostaje jedynie powiedzieć, że gdybyśmy nie wzięli udziału w dodatkowej konkurencji w pobliżu wysepki Laus Holmar, to mielibyśmy podium KWR :P Imprezę polecam każdemu.
Maciek KORDAS
żeglarz, załogant Atlantic Puffin
|
|