OceanTeam o SailBook Cup 2012
Zaledwie kilka dni temu zakończyliśmy Regaty Sailbook Cup 2012 a już na stronie portalu sailbook.pl zegar odlicza czas do kolejnej edycji. I wcale mnie to nie dziwi, gdyż tak udana impreza wzbudza natychmiast uczucie tęsknoty do kolejnego startu. Nie było mi łatwo zdążyć na SB Cup ale nie mogłem ominąć takiej okazji do rozpoczęcia testów mojego jachtu, jest to bowiem najbardziej moim zdaniem ambitna impreza regatowa w Polsce – gdyby jeszcze startowała grupa samotników byłoby to przysłowiową wisienką na torcie. Rozpoczęcie regat odbyło się w niezwykle przyjaznej i miłej atmosferze i tak było już do samego końca. Poza dobrą organizacją spory wpływ na tą atmosferę miały moim zdaniem proste, dżentelmeńskie reguły fair play. Regatowa rywalizacja została oparta o honorowe zobowiązania startujących i wzajemne wsparcie w sytuacjach tego wymagających.
Sielankowy początek w ramach regat o Puchar Korsarza, które dla startujących w SB Cup były swego rodzaju rozgrzewką szybko zaczął zmieniać się w poważne morskie żeglarstwo już pod wieczór pierwszego dnia. Spektakularne cumulonimbusy pojawiły się na niebie popołudniu i zostały towarzyszami naszej żeglugi na długi czas. Wiatr i fala wzmagały się w kolejnych godzinach, natomiast sportowa ambicja nakazywała walkę o prędkość i utrzymanie korzystnego kierunku – to oczywiście skazuje sprzęt na maksymalne obciążenia i nieuniknione awarie. Pierwszy żagiel straciliśmy przy szkwale pow.32w na skutek błędu przy szybkim refowaniu. Potem nie było już aż tak nieszczęśliwie i kolejne drobniejsze awarie usuwaliśmy na bieżąco. Kolejnego dnia pogoda wynagrodziła nas pięknym dniem i jazdą na spinakerze prosto do celu przez ok.12 godzin. W Visby czekało nas ciepłe przyjęcie przez załogę Quick Livener’a. Wiele można by napisać o klimacie pobytu w Visby. Wzajemne wsparcie i pomoc przy przygotowaniu jachtów do kolejnego etapu i doskonała zabawa. Wspólny start kolejnego ranka i kurs w kierunku północnego krańca Gotland – w grze pozostały trzy jachty. Wieczorem zniknęliśmy sobie z horyzontu i każdy obraną przez siebie strategią zmierzał do celu. Oczywiście znowu pod wzmagający się wiatr ale do tego już zdążyliśmy przywyknąć. W nocy awaria sztagu zmusiła nas do znaczącego zmniejszenia powierzchni żagli co nałożyło się na słabnący wiatr i utratę prędkości. Przedpołudniem na zatoce zastanawialiśmy się jak wyglądamy w rywalizacji ale nie było to najważniejsze, osiągnęliśmy i tak wiele biorąc pod uwagę, że to pierwsza weryfikacja jachtu w trudnych warunkach. Jakież było nasze zdziwienie gdy okazało się że do Gdańska zbliżamy się razem (dostrzegliśmy Quick Livener’a zaledwie milę od nas). Czy to nie piękne – po kilkuset milach walki w otwartym morzu do mety zbliżamy się łeb w łeb.
Jacht gotowy do dalszych wyzwań po kilku poważnych naprawach, które udało się tak szybko przeprowadzić dzięki ogromnemu wsparciu organizatora.
Wspaniałe regaty, doskonała atmosfera i ciepłe wspomnienia – już odliczam dni i godziny do kolejnego wyzwania.
Kpt. Krystian Szypka s/y Sunrise
Źródło: www.sailbook.pl
Komentarze