Archiwum z roku: 2015

PoSailBookowe Mini konwersacje

20150721_204739

Aga: Zaczęło się jak zawsze – z Górek wyjeżdżaliśmy z około 2 godzinnym opóźnieniem. Jednak od razu okazało się, że opóźnienie się opłaciło. Wychodząc na żaglach z portu, Michał zauważył, że nie mamy ostatniej, najkrótszej listwy w grocie. Mój tata w chwilę pomógł nam nadrobić zaległości, wsadziliśmy listwę i wypłynęliśmy, tym razem docierając już do pierwszego celu – Sopotu. Niestety, ponieważ przyjechaliśmy długo po zmierzchu, znów nie było nam dane zasmakować sławetnego dzika (w zeszłym roku przez prace na maszcie też nie zdążyliśmy). Zamiast tego mogliśmy podziwiać jego szkielet.

Michał: Jacek (komandor i organizator regat) jak zwykle prowadził trening kondycyjny, jak na prawdziwego „komandosa” regat przystało.

20150718_000527

A: W sobotę od samego rana czekały nas ostatnie przygotowania (tu wielkie „dzięki” załodze GoodSpeed’a za udostępnienie toalety na poranny prysznic).

M: Ja niestety spóźniłem się na ciepłą wodę. Potem zrobiliśmy ostatnie zakupy, klar i odebraliśmy YellowBrick-a, instrukcję żeglugi i locję Jerzego Kulińskiego, ufundowaną przez SSJ. Rano okazało się jeszcze, że muszę dociągnąć takielunek, więc ponad godzinę spędziłem na trymowaniu want.

A: Nie miałam czasu na myślenie „jak to będzie” – moje emocje były tak silnie pozytywne! Niebo nad Sopotem zapowiadało ciekawy start przy dobrym świeżym wietrze.

M: Ja martwiłem się o Ciebie – mini 650 jest zupełnie innym jachtem niż te, na których pływałaś. Bardzo spartańskim, zimnym i mokrym. Zamiast toalety jest wiadro, w środku żyje się na 2 m2, a spodnie trzeba zakładać na leżąco, bo nie można się wyprostować. A pamiętasz jak stawialiśmy grota?

A: Jasne! Wejście likszpary było niedopasowane do likliny, którą mieliśmy w grocie. Postawienie żagla (i każde refowanie) zajmowało nam ok. 10 minut (jak nie dłużej). Siedziałeś przy maszcie – wprowadzając liklinę do masztu, a ja nogą przy sterze, rękoma przy korbie i kabestanie, oczami dookoła i na wskaźnikach. I tak za każdym razem… więc co mi tam brak toalety, czy kilka guzów na głowie.

M: Po starcie wzorowo postawiliśmy code 5 i tak aż do helu …

A: Tak, a za Helem całkowicie ucichło. Nastroje nasze i „radiowe” były jednak zdecydowanie pozytywne, tym bardziej, że „staliśmy szybciej” niż Quick Livener ☺.

M: Gdzie załoga beztrosko kąpała się przy tym lipcowym upale.

20150718_161257

A: W końcu przyszedł wiatr, by niespełna w godzinę stężeć do 4-5. Już-już mieliśmy jechać ładną prędkością, gdy bukszpryt…

M: …wytyk (w naszym przypadku o długości 3 metrów – mniej więcej połowy jachtu)…

A: Jak zwał, tak zwał. W każdym razie, postanowił przerwać współpracę i wypadł z mocowania.

M: Tak dokładnie, to zerwała się guma trzymająca go poziomo.

A: Pół godziny się z tym męczyłeś, gdy w tym czasie wszyscy będący wcześniej w zasięgu „ręki” wyjechali nas – płynęliśmy w każdą stronę, tylko nie we właściwą.

SailbookCup2015_225(1)

M: Potem postawiliśmy znowu code 5, a tak właściwie to Ty go postawiłaś.

A: Buła z masłem – 20 m2 można stawiać z ręki ;) Jechaliśmy tak dobre dwie godziny, aż wiatr stężał i musieliśmy odstawić dodatkowy żagiel. Wydawało się, że idziemy ładnie do przodu i nadrabiamy pomału zaległości, gdy przy zrzucaniu żagiel wpadł do wody i z prostego działania stał się mały kłopot.

M: Ba! Nawet duży kłopot, bo żagiel był trzymany z lewej burty przez bras, z prawej przez hals, na rufie przez fał, a pod wodą przez balast.

A: Odciąłeś wtedy fał i hals, a po brasie wyciągnęliśmy, to znaczy Ty wyciągnąłeś, splątany, mokry żagiel spod jachtu. W sumie trochę to trwało zanim do tego doszliśmy. I tak rozstrzygnęła się tajemnica „zajmowania się załogą”, o co posądzali mnie i „mojego kapitana” rywale patrząc na naszą trasę na YellowBrick’u ;) Gdy odsapnęliśmy, ustawiliśmy się na właściwy kurs i płynęliśmy dalej.
Jakoś tak naturalnie wyszło, że zmienialiśmy się co 2 godziny (nie licząc tego, że budziłam Michała, gdy mieliśmy mijać się ze statkami).

M: Albo jak tylko wydawało się Tobie, że widzisz statek…

A: Ej, hej! Sternicy muszą być przezorni, „sejfti first” i co cztery oczy to nie dwa! Wracając do zmian – akurat po dwóch godzinach powieki same się zamykały, więc nie było sensu męczyć się dłużej, skoro byliśmy we dwójkę i mieliśmy przed sobą niewielką odległość do celu – Visby.

M: Gdy jechałem do Świnoujścia robić rekord, zabrałem ze sobą pufę wypełnioną styropianem. Idealnie dopasowująca się koja do sternika. Dzięki niej człowiek spał stabilnie w poprzek jachtu, ponadto byliśmy grzani od dwóch stron (od pufy i śpiwora). Pierwsze drzemki były oczywiście na tzw. „stand by”, ale z czasem przez te dwie godziny mogliśmy spokojnie odpocząć i się „wyspać”. Nawet każde z nas zrzucało mokry sztormiak przed odpoczynkiem.

A: Na co dzień często ubolewam, że mieszkam w mieście i tyle bloków, wieżowców i wszystkich innych budynków zasłania mi niebo (tym bardziej podczas wschodów i zachodów) i jak na ironię losu – pierwszy zachód i pierwszy wschód słońca podczas wyczekiwanego Sailbook Cup’a przespałam. Całe szczęście miałam przed sobą perspektywę jeszcze kilku zachodów i wschodów, poza tym non stop mogłam podziwiać to, co na niebie się działo – a działo się naprawdę dużo.

M: Noce na morzu są naprawdę inspirujące. O wiele łatwiej jest wtedy zapomnieć o regatach i pilnowaniu żagli, a ochoty na rozrefowanie przy kilku węzłach słabszego wiatru w ogóle brakuje. Człowiek rozmyśla i koryguje kurs i znowu rozmyśla i koryguje. Jeszcze rok temu płynąłem samotnie na klasycznej Wandzie z 1967 roku, a teraz zasuwam na  jachcie Radka Kowalczyka, na sześciu i pół metrach oceanicznego jachtu, który ukończył jedne z najtrudniejszych regat świata – Mini Transat. Moja przyszła narzeczona śpi w mokrych ubraniach, wieje piątka, a na niebie pełno gwiazd – jest świetnie :).

A: Niedziela w pełni, kolejne dwie godziny minęły, znów moje powieki ważyły chyba tonę, a ubrania były przemoczone, więc nie czekałam ani chwili dłużej (nawet minuty). Otwarłam luk i rzucam do środka siarczyste ”Dzień dobry, Michaś! Pora wstawać!”. Za każdym razem „poranna” „toaleta” i ubieranie się na nowo zajmowało nam trochę czasu, więc ostatnie minuty dłużyły się jak godziny. Nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła się schować i zasnąć. Tym bardziej, że byliśmy już blisko południowych brzegów Gotlandii, więc chciałam jeszcze wykorzystać przyjemne bujanie jachtu do snu. Okazało się, że ochota na spanie szybko mi przeszła, po tym o co zapytał mnie Michał… Właściwie moja odpowiedź była tylko „formalnością”, ale mimo wszystko zostałam baaaardzo mile zaskoczona.

M: Pamiętam to jak dzisiaj :). 19.07.2015 o godzinie 1254 (UTC) na pozycji N 56° 36.31, E 018° 23.17.

20150720_160942

A: Później stwierdziliśmy, że właściwie nie miałam wyjścia – dookoła woda, głupio gdybym odmówiła, musiałby wyrzucić mnie za burtę… ;). Do Visby dopłynęliśmy około 1 w nocy w poniedziałek, walcząc z Sunrisem. Chwila pogaduszek, szybkiej wymiany wrażeń i udałam się wziąć upragniony prysznic (jako, że nasza toaleta ograniczała się do wiadra, wizyta w tym miejscu w Visby była dla mnie oczywistym priorytetem).

M: Dobrze, że ja nie byłem brudny i mogłem umyć się po śniadaniu o 1320 :).

A: Cały poniedziałek leniuchowaliśmy i klarowaliśmy jacht. Michał robił jakieś naprawy, sprawdzanie takielunku i kadłuba. Cały czas zwracał uwagę na maszt, okucia i liny. Rozumiem go – po eliminacjach do Mini Transat w 2011 roku Mini nie pływało. Grot był coraz bardziej rozlaminowany, choć profil i kształt cały czas trzymał bardzo ładny.

M: 31m2 grota, jak na 6.5 m jachtu, to całkiem sporo. Rozbudowana góra żagla jest trudna w trymowaniu. We wtorek poszliśmy na spacer po mieście. Zanudzałem Cię opowieściami jak rok temu razem z Szymonem Kuczyńskim jeździliśmy na owcach i zwiedzaliśmy ;). I jak z młodzieżą litewską chodziliśmy po murach itp. Gotland to piękna wyspa.

20150720_123455

A: Zdecydowanie piękna, urocza, z niesamowitym klimatem. Duże wrażenie zrobiły na mnie urokliwe małe domki, w których wieczorami, w każdym z okien, zapalona była lampka.

M: A piwo w knajpie kosztuje 75 zł – takie to urokliwe miejsce :/. To takie bałtyckie Kaprije.
Wieczorem w porcie był „dzień polski” –  pyszny grill, rozmowy o pierwszym etapie, warunkach i strategiach. Przy Fujimo („Fuck U Jane I’m Moving Out”) były rozmowy i plany, spotkania na szczycie, gra na akordeonie i gitarze. Niektórzy do dzisiaj wykupują kompromitujące zdjęcia i filmy. „Dzień polski” i całe regaty robiły sporo zamieszania w mieście i marinie. Szkoda, że męczyła wszystkich ta wchodząca fala. Nawet w porcie nie było spokojnie. Po kilku uderzeniach masztów, zerwaniu anteny i tym podobnych stratach, każdy uciekał w najmniejszy kąt, by uchronić się od fal.

 20150721_203055  20150721_210108

A: W środę planowano start drugiego etapu. Wszystkie rzeczy w między czasie wyschły, pocztówki się wysłały, zakupy się zrobiły – można było ruszać. Początek zapowiadał się korzystnie. Miało wiać konkretnie, ale od rufy – dla nas super. Obiecywali, że w czwartek popołudniu/wieczorem będzie słabnąć. Dzięki uprzejmości Tomka Konnaka wyszliśmy z portu na holu . Po 15 minutach postawiliśmy grota, a potem już z górki, to znaczy z wiatrem. Na początek w górę poszedł mały genaker. Część jachtów szła blisko brzegu, my z pozostałą częścią dalej w morzu. Niestety dla nas wiało za pełno, Michał zmienił małego (52m2) genakera na dużego (71m2), by przy zbyt pełnym wietrze zyskać choć te kilka dziesiątych węzła.  Dało to dobry efekt, bo przejechaliśmy kilka jachtów. Jednak przy 22-24 knt wiatru nie byłam pewna, czy to dobry pomysł. Po postawieniu żagla Michał wspomniał coś o wywózce („jedna wywózka i leżymy”, czy coś podobnie pocieszającego). I coś mnie podkusiło, żeby zapytać, na czym polega ta „wywózka”, w sensie co robić, jeśli nas wywiezie. Nie minęło 25 minut, gdy przyszedł mocniejszy szkwał, Michał zaspał przy sterze, no i się stało. Była to pierwsza wywózka w moim życiu, więc było to dla mnie silne i zdecydowanie niemiłe  przeżycie. Jednak spokój Michała jest jak koło ratunkowe. „Narzeczony mój” oddał mi ster…

M: …który i tak nie „działał”, bo obydwie płetwy były na powierzchni, ale czegoś musiałaś się trzymać ;).

A: Sam zacząłeś pomału działać, żeby zrzucić gienka. Niestety hals zahaczył się o wytyk, więc poszedłeś na dziób. Miałam wtedy milion myśli na sekundę, a przede wszystkim myśl „NIE ZABIERAJ MI GO! Dopiero się oświadczył, a teraz PRAWIE leżymy (wtedy tak to dla mnie wyglądało), a on walczy na dziobie z głupią liną!”.

Udało się! W końcu odblokował linę, zrzucił dużego genakera, poczekał aż się uspokoję i zapiął mniejszego. Pojechaliśmy we właściwym kierunku dalej. Wtedy po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że Mini jest genialną łódką, na której czuję się zdecydowanie najbezpieczniej i najlepiej.

Między jednym kłopotem, a kolejnym „Kaptyn” miał okazję wykazać się kulinarnie, odgrzewając pysznie pachnące, a obrzydliwie smakujące spaghetti. Potem, po zawinięciu się genakera na sztagu, powstało małe rozdarcie, co wykluczyło żagiel z dalszego użycia.

20150722_201053

Jak już o kłopocie mowa, to gdy Michał oddawał się zaburtowym przyjemnościom, zauważył, że jarzma płetw sterowych są poluzowane. Był to najdłuższy i prawie jedyny moment, w którym używaliśmy autopilota. Michał wciśnięty pod pokładem, ja na pokładzie, razem dokręciliśmy płetwy i wszystko działało przez następne 200 mil.

Po minięciu Gotska Sandon płynęliśmy ostro pod wiatr. W nocy rozdmuchało się i tak już zostało przez najbliższe 30h. Gdy wyjechaliśmy za południowy cypel Gotlandii wiatr postanowił przywitać się z mini w postaci 28 knt stałego. Fala coraz szybsza i wyższa, więc przy niewłaściwym schodzeniu z fali dosłownie spadaliśmy jachtem w przepaść z 2-3 metrów. Wszystko się trzęsło i huczało, jak w środku głośnika. Takich fal podczas rejsu nie przeżyłam.

20150722_210017

M: Na małym jachcie o wiele intensywniej odczuwa się warunki zewnętrzne. Pamiętasz jak pojechałaś do Kalmaru na „Zaruskim” w pierwszy rejs po odbudowie? Na powrocie było 33knt i spora fala, a zupełnie inaczej się to czuło.

A: Tak czy siak – czasem czułam się jak na rollercoasterze. Gdy wpływaliśmy na falę widok doliny między nią i szczytem kolejnej był zapierający dech w piersiach (dosłownie). Cieszyłam się, że mam odpowiedni jacht i „kapitana” – dzięki temu czułam się  bezpiecznie. Nie wiem ile razy przez całą noc i dzień Michał refował i rozrefowywał żagle. Wieczorem grot nie wytrzymał i rozerwał się przy trzecim refowym narożniku szotowym. Nie było warunków na naprawę, więc wcisnęliśmy grota z długaśnymi listwami pod pokład i postawiliśmy fok sztormowy na maszcie. Wyglądało to dość dziwnie, ale działało. Prędkość nie była oszałamiająca, ale przynajmniej choć trochę przesunęliśmy środek ożaglowania do tyłu. Zwróciliśmy też uwagę przepływającego jachtu z Polski (nie biorącego udziału w regatach). Akurat udało nam się włączyć radio i nawiązać z nim łączność, więc wytłumaczyliśmy, że wszystko jest w porządku. W odpowiedzi usłyszeliśmy: „słabą pogodę wybraliście, chłopaki, na pływanie. Trzymajcie się!”.

M: Z tym porwanym grotem, to był głupi błąd po skończonym refowaniu. Straciłem równowagę i uderzyłem łokciem w laminat, który się rozerwał. I tak skończyliśmy nasze regaty. Chwilę się pozłościłem i miałem kolejną nauczkę na przyszłość. Ściemniało się, Aga zastąpiła mnie na wachcie. Zjadłem, odpocząłem i pospałem. Jeszcze przed zmierzchem wskoczyłem w TPS-a (gruby neoprenowy suchy kombinezon ratunkowy dla marynarzy), który pozwolił mi przetrwać noc. Było mi arktycznie zimno i mokro. Zdjąłem tylko kalosze i w pełnym rynsztunku wskoczyłem w kombinezon. W nocy dodatkowo obwinąłem się gruba karimatą. Przy 7,5 knt SOG zarefowałem foka by odciążyć sztag. Prędkość spadła o dwa węzły ale byłem spokojny o takielunek

20150723_094742

A: Długo zastanawiałam się czemu jesteśmy wystawiani takim próbom, aż w końcu przypomniałam sobie dlaczego. To wszystko przez Ondynę i jej klątwę, którą próbowaliśmy pokonać. Nie daliśmy się (mam na myśli wszystkie załogi SailbookCup), przeszliśmy (niektórzy ze stratami materialnymi owszem) próbę i pokonaliśmy klątwę.

M: Z przyjściem piątkowego południa wiar zelżał do agresywnego zera w skali. Aga zarządziła generalnie suszenie, a ja mycie. Wyskoczyliśmy z brudnych i mokrych ubrań. Podniosło to morale o 10! Leniwie toczące się popołudnie pozwoliło na błogi sen i wygrzewanie się na słońcu. Po tym lenistwie posklejałem grota taśmą na krokodyle, którą dostałem w zeszłym roku, jako jedną z nagród po Bitwie o Gotland :). W końcu dowiedziałem się do czego może mi posłużyć ;) Nie wyglądało to ładnie (w ogóle to nie wyglądało), ale najważniejsze, że działało. Postawiłem żagiel potem największego genakera który też mógł w końcu złapać chwile oddechu i się wysuszyć. Czekałem na wiatr. Dużo z tego czekania nie było, bo znowu zasnąłem ☺

A: Po paru godzinach stukania i piszczenia okuć na pokładzie, w końcu jacht idealnie się przechylił i mogłam spać dalej. Michał coś tam mówił, ale w końcu to samotnik, da sobie rade.

M: Leniu! Wołałem Cię na zachód słońca… W nocy się trochę rozwiało i zrzuciłem dużego genakera. Po 7 godzinach dotarliśmy pod Hel. Nie widziałem wcześniej takiego ruchu statków jak wtedy. Wybrzeże wyglądało jak choinka bożonarodzeniowa. Musieliśmy tylko uważać by nie znaleźć się pod takim drzewkiem:). Po kilku zmianach wachty doglądnąłem wschód słońca i potem już pełnym gazem do Sopotu.

A: Do Sopotu, wcale nie czyści i zdecydowanie nie pachnący, dopłynęliśmy około 7 rano w sobotę.

M: Drugi już raz mogłem uczestniczyć w tych niezwykłych regatach, w przedsięwzięciu Oli i Jacka – komandosów regat. Przebili siebie! Nie wiem jak oni to robią?! Jaka jest tajemnica w tym, że ludzie tak bardzo garną się to tych regat. Jest to fenomen i ewenement regatowy, bo przecież 600 mil to nie bułka z masłem. W dodatku podczas regat ludzie bez zaproszeń i obietnic, zaraz po ukończeniu regat deklarują swój start w kolejnych! Z całego serca dziękuję organizatorom, że to robią, że im się chce i robią to w świetnym stylu, na poziomie i ze smakiem!

Sam rejs był bardzo ciekawy. Kolejne 600 mil na mini, 650 za mną, kolejne mile doświadczenia i poznawania klasy. Kilka awarii, kilka ciekawych sytuacji. Jestem bardzo zadowolony, to był dobry czas i świetny rejs.

Mówi się, że jak chcesz „sprawdzić” swojego partnera, to weź go w morze, w dodatku na mały jacht i się przekonasz kim on jest ;). Agnieszka wcale nie zachowywała się jak ”księżniczka”, wręcz przeciwnie – pracowała ciężej ode mnie, podnosiła nasze morale i mnie na duchu. W Polsce chyba nie ma kobiety, która ma za sobą więcej mil na mini, niż Aga ;). ho ho – to dobry znak :).

A: Regaty uważam za najlepszą przygodę wakacji, a może nawet i nie tylko tych wakacji. Ogromnej ilości rzeczy się nauczyłam, a w wielu kwestiach potwierdziły się moje przypuszczenia i teorie. Prawdą jest też, że dopiero po około 3 dniach na lądzie byłam w pełni zadowolona z regat. Podsumowując, było GENIALNIE i CZADOWO, regaty SailbookCup wspominam pozytywnie cały czas, to było coś świetnego!

P.S.

No i mam narzeczonego ☺

SailbookCup2015_227

Relacja i zdjęcia Agi Kubackiej i Michała Weselaka z mini – Ocean650

 

Uroczyste zakończenie SailBook Cup 2015

W ubiegły weekend 17 października 2015 oficjalnie zakończyliśmy Regaty SailBook Cup 2015. Uroczystość połączona była z podsumowaniem Grand Prix Zalewu Wiślanego. O godną oprawę wręczenia nagród dla Długodystansowych Morskich Mistrzów Polski zadbał partner regat – Urząd Marszałkowski Województwa Warminsko-Mazurskiego.  Do hotelu Stary Młyn dotarli przedstawiciele większości startujących załóg. Ponadto zjawili się również partnerzy i sponsorzy regat. W sumie na sali zasiadło ponad stu zaproszonych gości, wśród nich m.in. reprezentant gospodarzy Jerzy Wcisła, Prezes Elbląskiego OZŻ Henryk Wronkowski, reprezentacja miasta Sopotu oraz reprezentacja województwa Pomorskiego – współorganizatora regat.

Po przywitaniu zebranych głos zabrał Pan Wcisła, który przybliżył zebranym charakterystykę zasobów wodnych województwa, opowiedział o dotychczasowych osiągnięciach w zakresie popularyzacji turystyki wodnej regionu oraz o planach ich rozwoju. Podkreślił też, że takie imprezy jak SailBook Cup są idealną okazją do współpracy dla samorządów, a dla zalewowych żeglarzy do eksploracji Bałtyku. Żeglarze morscy zostali przez niego serdecznie zaproszeni na wody Zalewu Wiślanego, do odkrywania i korzystania z bogatej infrastruktury Wielkiej Pętli Żuławskiej oraz do udziału w licznych organizowanych na tych wodach regatach. SailBook Cup zostało przedstawione jako wspólny sukces i przykład dobrze zorganizowanej imprezy na wodzie na której dobra atmosfera oraz uczestnicy stawiani są na pierwszym miejscu. Ze swojej strony możemy zadeklarować, że w kolejnych edycjach to nastawienie nie ulegnie zmianie.

CSPI0358(1)   CSPI0702(1)

Drugą część wieczoru zapowiedziała prowadząca Pani Regina Czymbor zapraszając Komanda regat oraz Olę Warecką – jego prawą rękę –  by przejęli dowodzenie. Rozpoczęła się część oficjalna zakończenia SailBook Cup, która jak zawsze była bardziej towarzyska niż można by się spodziewać. Pamiątkowymi statuetkami podziękowano współorganizatorom, partnerom i sponsorom za ich nieoceniony wkład w realizację tegorocznej edycji imprezy. Następnie tradycyjnie uhonorowano zwycięzców pierwszego etapu z Sopotu do Visby oraz wręczono nagrody specjalne. Statuetkę fair play otrzymał skipper i załoga jachtu More, którzy zrezygnowali z własnego wyniku w regatach aby pomóc na morzu jednostce która straciła ster.  Ponadto wyróżnieni zostali: Bartek Czarciński (jedyny startujący samotnik), jacht i załoga Oiler.pl (najszybszy jacht regat w czasie bezwzględnym) oraz Monika Kwiatkowska pełniąca zaszczytną funkcję ambasadorki regat. Wręczenie głównych pucharów połączone zostało z udekorowaniem medalistów Długodystansowych Morskich Mistrzów Polski. Złoto odebrali: w klasie ORC 1 załoga s/y Quick Livenera, w ORC 2 załoga s/y 2 easy, w KWR załoga s/y Good Speed, a w klasie Open załoga s/y Arbitrator (kompletne wyniki regat dostępne są do pobrania: SailBook Cup 2015 – wyniki). Dumy oraz radości nie było końca – w końcu przybyło prawie stu nowych Morskich Mistrzów Polski!

Srebrny puchar przechodni SailBook Cup  wywalczył Jacek Zieliński, jednak to nie jego nazwisko zostało uwiecznione na nagrodzie. „Postanowiliśmy zadedykować to zwycięstwo Leosiowi, którego walka z chorobą wciąż przyświecała nam podczas przygotowań V edycji SailBook Cup. Leo! Twoje imię wygrawerowaliśmy na pucharze, życząc tym samym zdrowia, żebyś jak trochę podrośniesz, mógł realizować swoje marzenia! ” – powiedział Jacek w swoim krótkim wystąpieniu. Drugą z wywalczonych statuetek Jacek postanowił przekazać do Szkolnego Ośrodka Szkolno- Wychowawczego w Damnicy z okazji 60-lecia tego ośrodka.

Każda z załóg, która ukończyła regaty odebrała nagrody ufundowane przez sponsorów regat o łącznej wartości 40 tys. zł. Tradycyjnie o tym co otrzymały załogi zadecydowało losowanie, a nie wynik sportowy. Zakończeniem SailBook Cupowej części wieczoru była premierowa prezentacja filmu z regat autorstwa Moniki Wiater który powstał m.in. na pokładzie jachtu Four Winds, na Gotlandii oraz w Bałtyku. Trzeba przyznać, że mimo wielu podziękowań i nagród wręczanie poszło nadzwyczaj sprawnie, a przemówienia zostały ograniczone do minimum. 

CSPI0260(1)   CSPI0471(1)

Po krótkiej przerwie muzycznej odbyła się ostatnia cześć wieczoru czyli podsumowanie Grand Prix Zalewu Wiślanego. Puchary wręczyli p. Jerzy Wcisła oraz Prezes EOZŻ p. Henryk Wronkowski, którzy wyrazili radość z osiągnięć zalewowych załóg w Długodystansowych Morskich Mistrzostwach Polski oraz zaprosili młode pokolenia żeglarzy do udziału w żeglarskiej rywalizacji wzorem uczestników SailBook Cup. Na zakończenie głos zabrał również reprezentant Kaliningradzkiej Federacji Żeglarskiej p. Konstantin Małecki wyrażając swoje zadowolenie z międzynarodowej współpracy z polskimi żeglarzami. Następnie zaproszeni goście zaproszeni zostali na nieoficjalną część wieczoru, którą umilały szanty w wykonaniu Marka Józefowa oraz premierowa prezentacja zdjęć z regat autorstwa Kuby Niewińskiego.

Ze strony organizatorów pragniemy serdecznie podziękować za miłą atmosferę wieczoru przybyłym gościom: oficjelom, uczestnikom regat i sympatykom. Szczególnie tym przybyłym z odległych regionów Polski (odwiedzili nas m.in. żeglarze z Wrocławia i Krakowa). Licznik regat już odlicza czas do kolejnej przygody! 16 lipca 2016 zapraszamy na kolejny trening kondycyjny przy dziku, a dzień później tradycyjnie w samo południe na start SailBook Cup 2016. Bieżące informacje jak zawsze zamieszczone będą na stronie www.sailbookcup.pl.

Regaty Sailbook Cup 2015 odbyły się dzięki pomocy i przy współpracy z licznymi instytucjami i firmami:

Patronat honorowy:
Marszałek Województwa Pomorskiego Mieczysław Struk

Organizatorzy:
SailBook.pl, Województwo Pomorskie

Partnerzy:
Miasto Sopot, Urząd Marszałkowski Województwa Warmińsko-Mazurskiego, SSI Jerzy Kuliński, Polski Klub Morski, Navinord, OceanTEAM

Sponsorzy:
Naftoport, Konsal, InterRisk, Fiat Auto Poland, Seldén, Aero-Vaerft, Prime System, Ocean Sails, Henri Lloyd, Księgarnia Morska, Morka, Charter.pl, Nova Pierogova, MobilTruck, WaterToGo, BoardRockerz, Leo Centrum Języków Obcych, Tartak Chruściel

Patroni medialni:
Polskie Radio Jedynka, Radio Gdańsk, Radio Koszalin, SSI Jerzy Kuliński, Trójmiasto.pl, Tawerna Skipperów, Magazyn Prestiż, Magazyn W Ślizgu, Młody Elbląg, Magazyn Wiatr, SailForum, Yacht Boat News, Jachting.pl

CSPI0306(1)     CSPI0579(1)   cspi0251  cspi0342   cspi0363 CSPI0260(1)     CSPI0259(1) CSPI0324(1)     CSPI0622(1)CSPI0771(1)     CSPI0820(1)

 

Zapraszamy na zakończenie!

Drodzy Żeglarze!

Sezon ma się ku końcowi, powoli nadchodzi czas podsumowań.
Dziękujemy, że byliście z nami w tym roku i zapraszamy Was na Oficjalne Zakończenie Regat, 10.10.2015 w Elblągu.
 
Mam nadzieję, że wszystkim uda się przybyć – w planach wręczenie pucharów, losowanie nagród i jakaś beczułka:p
 
Do zobaczenia! 

zaproszenia rewers zakonczenie sbcup-01

Czas podsumować żeglarzy wyklętych

Nie po puchary i medale ale podsumowanie walki, na wyjątkowo srogim w tym roku Bałtyku, być musi. Trzeba docenić wytrwałych śmiałków, którzy zmagali się z rozszalałymi falami na dystansie 600 mil morskich – pogoda zawodników w tym roku nie rozpieszczała. Ondyna zajadle atakowała nasze jachty, na szczęście wszystkim udało się bezpiecznie wrócić na ląd. 

Tegoroczna edycja to kolejny rekord liczby startujących jachtów, i choć wiadomo, że nie ilość jest najważniejsza, to cieszy, że regaty rosną w siłę i interesuje się nimi coraz więcej żeglarzy z całej Polski. Miłą niespodzianką jest coraz liczniejsza obsada jednostek spoza Zatoki Gdańskiej. Pojawiły się jachty z zaprzyjaźnionego Zalewu Wiślanego, ze Szczecina, a nawet z Łotwy!

Atmosfera – czy to zasługa dzika serwowanego na klimatycznym statku Pirat, czy wspólna pasja uczestników, tego nie wie nikt, życzymy sobie i wam oby nigdy nie opuściła tych regat, bo przecież o nią właśnie chodzi. Integracja na statku i niezapomniany Dzień Polski w Visby, trudno to w słowach opisać, tam trzeba było zwyczajnie być! Szanty w wykonaniu Krystiana Szypki i Moniki Kwiatkowskiej przy akompaniamencie Kuby Niewińskiego na szwedzkim lądzie pod dumnie powiewającym Białym Orłem.

2015'07'18 Sopot SailBook CUP -87

To my żeglarze wspólnie tworzymy tę imprezę, dziękujemy za Waszą pomoc w każdej postaci.

Dziękujemy Dobrochnie Nowak, Żeglarce Roku 2014 magazynu Wiatr, która stanowiła nasz Team Brzegowy i zajmowała się medialną oprawą regat, Borysowi Celmerowi, wicemistrzowi Polski w klasie Micro, za pomoc techniczną przy organizacji biesiady i startu regat, Piotrowi Weselakowi (niedoszłemu zawodnikowi a doszłemu ojcu – przez szczęście nie mógł być z nami) za nagłośnienie. Ale również podziękowania należą się naszym zawodnikom – Piotrowi Leszowi, sternikowi jachtu Mikka, za wszystkie materiały drukowane imprezy, Krystianowi Szypce, z którym wspólnie budujemy pozytywne oblicze polskiego żeglarstwa w ramach OceanTEAM, Rysiowi Drzymalskiemu, sternikowi jachtu Konsal, za ufundowanie medali mistrzowskich, sternikom jachtu Litwinka Marianowi Drabińskiemu i Hobart Ryszardowi Szostakowi za wsparcie, a także załodze jachtu GoodSpeed – ambasadorom akcji Płynę dla Leo oraz rodzicom Leo Magdzie Hueckel i Tomaszowi Śliwińskiemu.

Dziękujemy też zaprzyjaźnionym żeglarzom medialnym – Jerzemu Kulińskiemu i Bohdanowi Sienkiewiczowi za obecność i pomoc w promowaniu naszej imprezy oraz fotografom: Kubie Niewińskiemu, zawodnikowi Endorphiny, oraz Robertowi Urbańskiemu, trenerowi wioślarskiej kadry olimpijskiej.

Dziękujemy również wszystkim pozostałym uczestnikom, którzy chętnie udzielali pomocy zarówno żeglarskiej przy holowaniu, cumowaniu, przestawianiu jachtów, jak i we wszystkich pracach u podstaw organizacyjnych.

Każdy z Was zostawia tu cząstkę samego siebie, za co serdecznie dziękujemy!

Piąta edycja to również zasłużone uznanie działaczy Polskiego Związku Żeglarskiego, którzy doceniając wasz trud i żeglarski kunszt postanowił wydać nam licencję na organizację Długodystansowych Morskich Mistrzostw Polski! No i nieocenione wsparcie województw: Pomorskiego i Warmińsko Mazurskiego, oraz miasta Sopot.

A teraz wyniki!

wyniki-01

Najszybszym jachtem regat okazał się wcale nie największy Oiler.pl i to jego załoga wygrała w nieoficjalnej walce z tytanami tego biegu hartów jak Arbitrator, Fujimo czy Barnabą.

Bałtyk zdecydował, że zwycięzcą regat SailBook Cup 2015 i zdobywcą osiemdziesięcioletniego Srebrnego Dzbanka została załoga s/y Quick Livener – jako organizatorzy i zawodnicy wspólnie postanowiliśmy, że zwycięstwo należy się jednak Leo Hueckel-Śliwińskiemu, który żeglował w naszych sercach i sercach pozostałych zawodników. To jemu dedykowaliśmy nasze regaty, zmagania z wiatrem i falami, i jemu chcielibyśmy zadedykować naszą wygraną i jego imię wygrawerujemy na naszym pucharze SailBook Cup.

Leo, życzymy Tobie i reszcie chorych na Klątwę Ondyny, zdrowia i sił w tej trudnej walce o zdrowie – mamy nadzieję, że nasza akcja Płynę dla Leo, pomoże zmienić Wasz los.

 

Wszystkim załogom, które podjęły rękawicę serdecznie dziękujemy oraz gratulujemy, niezależnie od wyniku, bo my nie po puchary! Największymi podziękowaniami jest uśmiech na Waszych twarzach i duma w głosach po przekroczeniu linii mety.

Niestety, nie wszystkim się udało okrążyć te wysepki,  spora część jachtów musiała zrezygnować z powodu rozmaitych awarii  jednak pamiętajcie, ulec żywiołowi po ciężkiej walce to żaden wstyd! Już za rok kolejna szansa na upragnione zwycięstwo ;)

My zabieramy się za przygotowania Uroczystego Zakończenia w Elblągu – oczywiście obecność obowiązkowa! A tymczasem Was zapraszamy do kibicowania podczas tegorocznej Bitwy o Gotland, która rozpocznie się 13 września!

www.bitwaogotland.pl

 

Patronat honorowy: Marszałek Województwa Pomorskiego Mieczysław Struk

Organizatorzy: SailBook.pl, Województwo Pomorskie

Partnerzy: Województwo Warmińsko-Mazurskie, Miasto Sopot, SSI Jerzy Kuliński, Polski Klub Morski, Navinord, OceanTEAM

Sponsorzy: Naftoport, Konsal, InterRisk, Fiat Auto Poland, Prime System, Vector Sails

Fundatorzy nagród: Selden, Aero-Vaerft, Henri Lloyd, Ocean Sails, Prime System, Morka, Charter.pl, Nova Pierogova, MobilTruck, WaterToGo, BoardRockerz, Leo Centrum Języków Obcych, Księgarnia Morska, Tartak Chruściel.

Patronat medialny: Polskie Radio Jedynka, Radio Gdańsk, Radio Koszalin, Trójmiasto.pl, Magazyn Prestiż, Magazyn Pomorski, Młody Elbląg, Magazyn Wiatr, W Ślizgu, Tawerna Skipperów, SailForum, Yacht Boat News, Jachting.pl

Neptun i Ondyna dają się we znaki zawodnikom w drugim etapie

Nie jest łatwo zdjąć Klątwę Ondyny. Drugi etap regat to niewdzięczna walka z wiatrem i falą o wysokość. Przeważający wiatr południowy i mocne falowanie utrudniają jachtom jak tylko mogą dotarcie do mety.

 

Po trzech dniach od przecięcia linii mety przez najszybszy jacht, mniejsze jednostki nadal walczą z silnym wiatrem przed Helem. Jachty Ambasador, More i Perła Gdyni musiały się zmierzyć z frontem burzowym, który przechodził przez Polskę. Tak to wyglądało na radarach:

11781728_1078442132175177_7138496741011559604_n

Dziś o godzinie 6.10 po całonocnej morderczej halsówce wpłynął na linię mety samotnik Bartek Czarciński na s/y Perła Gdyni. Jacht Ambasador podarł grota i musiał schronić się we Władysławowie, żeby uzdatnić jednostkę do dalszej żeglugi. Jacht More dalej halsuje pod Helem, mozolnie wypracowując wysokość.

W Marinie Sopot pozostałe załogi oczekują rywali, kibicują i trzymają kciuki, pomni trudów własnej żeglugi.

Wyniki zostaną opublikowane, gdy wszystkie jachty spłyną na metę. Prosimy o cierpliwość – walka trwa!

Finisz pierwszego etapu

W nocy z 19/20 lipca jachty płynące w Sailbook Cup docierały a na metę ustawioną przy główkach portu Visby Gasthamn. Każda załoga witana była na kei zwyczajowym szampanem. Najwięcej jachtów wpłynęło między 22:00 a 3:30 nad ranem. Następnie po kilku godzinnej przerwie do Visby zaczęły wpływać kolejne jachty – Cecilia, Mikka, Waruna, Janeczka 2, Misia II i Mr. Orkan. Ostatnie jednostki płynące w pierwszym etapie docierały już po południu 20 lipca. Na pełnym morzu nadal pozostaje jacht More, który po udzieleniu pomocy i sholowaniu s/y Gringo chce dopłynąć do Visby by wystartować do drugiego etapu regat. Zawodnicy odpoczywają obecnie w porcie i przygotowują się do „Dnia Polskiego”, który tradycyjnie odbędzie się popołudniu w porcie w Visby. Wszyscy podkreślają koleżeńską atmosferę panującą w czasie wyścigu – wymienialiśmy się informacjami o pogodzie i motywowaliśmy do lepszego płynięcia. Informacje rozchodziły się z jachtu do jachtu i momentami można było zapomnieć, że ze sobą rywalizujemy – powiedział jeden ze sterników.

„Od początku pogoda zapowiadała że pierwszy etap regat będzie bardzo szybki. Po starcie w baksztagu płynęliśmy do Helu z dobrą prędkością. Ale przy samym półwyspie wiatr siadł prawie do zera, a spinakery zaczęły zwisać bez wiatru. Humory poprawiała atmosfera, która panowała w eterze, na naszym regatowym kanale UKF – wszyscy dodawali sobie otuchy.  Kiedy wiatr ruszył zaczęła się dynamiczna żegluga na północ, a stawka regat zaczęła szybko się rozciągać. Noc minęła nam bez problemów, ale docierały do nas wiadomości, o problemach technicznych na innych jednostkach. Przy Gotlandii zdecydowaliśmy się popłynąć bardziej na zachód ponieważ prognozy mówiły o zmianie kierunku wiatru na bardziej północny – i okazało się, że nie była to najlepsza taktyka, bo odkrętka wiatru przyszła dopiero nad ranem i przez to straciliśmy kilka pozycji”- mówił Krystian Szypka żeglujący na jachcie Sunrise.

Około 17:00 na metę wpłynął samotnie żeglujący Bartek Czarciński. W dziewiczym rejsie jego własnoręcznie zbudowanego jachtu nie miał żadnych problemów technicznych. „Płynie mi sie bardzo dobrze, mam rewelacyjny samoster wiatrowy dzięki któremu tak naprawdę nie muszę często poświęcać uwagi na korygowanie kursu. Testuję jacht, sprawdzam ustawienia, zajmuję się wykańczaniem drobiazgów – mówił kilka godzin przed dotarciem do mety. Tylko w nocy kiedy spałem wiatr lekko zmienił kierunek i mój autopilot poprowadził jacht bardziej na wschód niż planowałem i od rana musiałem nadrabiać żeby wrócić na kurs.”

Najlepszą decyzja okazało się żeglowanie po najkrótszej drodze prosto do celu. Taką taktykę obrał m.in. Michał Weselak płynący na jachcie typu Mini650 s/y Ocean650. „Jestem z siebie zadowolony chociaż wiem, że mogłem dać z siebie więcej. Ale cały czas uczę się tego jachtu i nie chciałem szarżować. Do tego jeszcze na początku mieliśmy mały problem z Code Zero i straciliśmy jakieś pół godziny” – wspomina sternik. „Płynęliśmy we dwójkę zamieniając się za sterem co około 2 godziny. Praktycznie nie używaliśmy autopilota rumplowego.Na jachcie nie ma możliwości ładowania akumulatora, nie mamy silnika, więc trzeba było oszczędzać prąd. Moja załogantka Aga świetnie radziła sobie za sterem mimo, że to dopiero jej drugi rejs, więc chcemy powalczyć o lepsze miejsca w drugim etapie.”W klasie Open można już powiedzieć, że na podium znalazły się s/y Fujimo prowadzone przez Mariusza Kowalskiego. Mimo potarganego grota jacht dotarł na metę w czasie 29 godzin i 1 minuty. Na kolejnych miejscach w grupie znalazły się s/y Arbitratot prowadzony przez Jana Kozarzewskiego oraz s/y Barnaba z kapitanem Eugeniuszem Jadczukiem. W czołówce ORC na pewno znalazły się s/y Hobart który na metę przybył jako pierwszy jacht regat i goniący go s/y Oiler.pl. W KWR na podium możemy spodziewać się s/y GoodSpeeda i s/y Endorphine. Na wyniki klas przeliczeniowych musimy poczekać na oficjalne informacje od sędziów regat Adama Jankowskiego i Marty Olędzkiej.

Nie wszyscy ukończą regaty

Pierwsza doba regat Sailbook Cup 2015 nie była szczęśliwa. Już wiadomo, że regat nie ukończą dwa jachty, które zgłosiły problemy techniczne. Najmniejszy jacht regat – zaledwie 5 metrowa Setka s/y Gringo straciła ster. Jacht wycofał się z regat i po trudnej akcji holowania stoi obecnie we Władysławowie.

Wczoraj w południe jachty opuściły Marinę w Sopocie i obrały kurs na północ. Najszybsze jednostki minęły Hel po 2,5 godzinie żeglugi. W czasie nocy ze wschodnim wiatrem pokonały odcinek do Gotlandii i w niedzielne przedpołudnie zbliżały się do południowego cypla wyspy. Większość jednostek płynie kursem zbliżonym do najkrótszej drogi dzięki sprzyjającym warunkom pogodowym.

„Jeszcze na zatoce płynęliśmy baksztagowo, ale później wiatr zaczął odkręcać do półwiatru. Teraz płyniemy pełnym bajdewindem, zobaczymy jak długo te warunki pogodowe się utrzymają. Wiało do 27 węzłów i rozbudowała się krótka fala. Mniejszym jednostkom musiała dawać się we znaki” – mówił w rozmowie przez telefon satelitarny komandor regat Jacek Zieliński. To właśnie ta krótka fala przyczyniła się m.in. do awarii na Setce. Około północy jacht stracił ster i na awaryjnym urządzeniu sterowym zrobionym z wiosła samodzielnie próbował żeglować do Polskiego brzegu. „Od startu świetnie nam się płynęło – mówił Łukasz –  prawie cały czas miałem ponad 5 węzłów prędkości, ale niestety pękł jeden z zawiasów steru. Z wiosła zrobiliśmy awaryjny ster i żeglowaliśmy na samym foku w stronę Władysławowa. Nasz prowizoryczny ster spisywał się bardzo dobrze, lecz po 3 godzinach żeglugi również on nie wytrzymał pracy na krótkiej bałtyckiej fali. Wiosło się złamało, później to samo stało się z drugim. W pobliżu był wtedy jacht More, który udzielił nam pomocy i zholował do portu. Samo holowanie było ciężkim zadaniem, bo Setka jest bardzo lekką jednostką i bywało, że ustawiało nas nawet pod kątem 90 stopni w stosunku do kursu. Bardzo dziękujemy Tomkowi i jego załodze za udzielona pomoc, bo była ona nieoceniona”. Jacht More po holowaniu i krótkim odpoczynku powrócił o 11 na trasę regat i płynie do Visby by walczyć o miejsca w kolejnym etapie. Drugim jachtem jest s/y Kristi na którym samotnie żeglował Sławomir Frajkopf. Miał on awarię autopilota i kilka godzin po starcie zdecydował o powrocie na Hel.

Noc nie przyniosła zmian w czołówce regat. Klasę ORC od startu regat prowadzi Mirosław Zemke na jachcie Hobart, obecnie z niedużą przewagą nad s/y Oiler.pl. Na trzeciej i czwartej pozycji walczą Zena II i Elessar, między którymi trwa zawzięta walka o prowadzenie (około 10 minut różnicy po przeliczeniu).
Klasa KWR podzieliła się wyraźnie na trzy podgrupy. Czołówka to Endorphine którym dowodzi Robert Niewiński i GoodSpeed. Grupę pościgową stworzyły Litwinka, 2 easy i Facil. W trzeciej podgrupie walczą Mikka, Janeczka 2, Misia II i Ambasador.
W Open od początku na prowadzenie wysunęło się Fujimo, Mariusz Kowalski poinformował, że porwali grota, ale walczą nadal. Depcze im po piętach s/y Arbitrator, który żeglował kursem pełniejszym zbliżonym do najkrótszej trasy. Na trzecie miejsce w grupie po północy wysunął się największy jacht regat Barnaba, który w zeszłym roku miał na tej trasie problemy z grotem. Prowadzący jacht Eugeniusz Jadczuk zdecydował się na wschodni wariant trasy.

Jeden dzień do startu!

Dziś impreza integracyjna na Statku Pirat.

Na co dzień statek proponuje turystom 40-minutowe rejsy po Zatoce Gdańskiej, można dobrze zjeść, zrelaksować przy drineczku, w iście pirackiej stylizacji. Można zobaczyć jak wybijane są pirackie dukaty oraz usłyszeć salwy z kilku armat. Te pokaźne 45 metrów pomieści nawet 200 osób, dlatego doskonale nadaje się również do czarterów, koncertów szantowych, no i takich imprez jak biesiada żeglarska!

1

Zaczynamy dzisiaj o 20.30!

Wstęp wolny

Uczestnicy regat mają specjalne przywileje. Nie może Was zabraknąć!

2 dni do startu!

Już tylko dwa dni pozostały do startu regat SailBook Cup 2015.  Pogoda zapowiada się wspaniale, warunki zróżnicowane od 5-25 węzłów, czyli dla każdego coś dobrego, zarówno jachtu, jak i żeglarzy.  Opalanie, gennakery, i żeglarska frajda bez sztormowych chusteczek:)

Ale pamiętajcie, żeby podczas tej ostrej walki o mistrzostwo (w trzech grupach) poświęcać każdą przepłyniętą milę również na zdejmowanie Klątwy Ondyny!

 

A już teraz zaplanowaliśmy dla Was atrakcję zarówno na piątek, jak i sobotę. Szczegóły poniżej:

 

Piątek 17 lipca

20.00-21.00 przywitanie żeglarzy, dopełnienie formalności zgłoszeniowych, rozdanie pakietów startowych

20.30-00.30 żeglarska biesiada na Statku Pirat/ molo w Sopocie (zawodnicy otrzymają specjalny znak, mówiący hulaj dusza wszelkim pokarmom i napitkom:))

oraz w tzw. międzyczasie

21.00 stoisko #PłynędlaLeo – gdzie będzie można dołożyć swoją cegiełkę do akcji, nabywając drogą kupna chustki, tatuaże, poduchy i wiele, wiele więcej!/ molo w Sopocie

22.00 projekcja filmu „Nasza Klątwa” w ramach Kina Letniego Orange/ molo w Sopocie

 

Sobota 18 lipca

10.00 odprawa kapitanów

10.30 konferencja prasowa, udzielanie wywiadów zawodników dla prasy, fotografie uczestników w celu utworzenia portfolio każdej z załóg (prosimy o ubranie regatowych koszulek)

10.45 ustawienie się załóg do wspólnego zdjęcia na miejscu

11.00 rozpoczęcie uroczystości, wprowadzenie – Włodzimierz Machnikowski

11.05 wystąpienie przedstawicieli Województwa Pomorskiego, Warmińsko-Mazurskiego oraz Miasta Sopot

11.20 wystąpienie rodziców Leo – Magdy Hueckel i Tomasza Śliwińskiego oraz ambasadorki akcji Płynę dla Leo – Moniki Kwiatkowskiej

11.25 otwarcie regat przez organizatorów SailBook Cup 2015

11.30 wyjście jachtów na linię startu

12.00 start regat

Fotografów zapraszamy 0 11.50 na ponton RIB, użyczony dzięki uprzejmości pracowników Mariny Gdańsk, do robienia zdjęć na wodzie.

 

DO ZOBACZENIA!

Wszyscy, którzy nie mogą być z nami w te dni, mogą pomóc

1. pobierając aplikację na urządzenia mobilne YB Races/ SailBook Cup 2015. Cały dochód zostanie przekazany na konto Fundacji Zdejmij Klątwe.

2. oraz bezpośrednio dokładając swoją cegiełkę na konto Fundacji Zdejmij Klątwę:

82 1140 2004 0000 3002 7575 8247

 

DZIĘKUJEMY ZA POMOC W ZDEJMOWANIU TEJ PASKUDNEJ KLĄTWY!

10653285_823997144352893_7696404424828721516_n

Wolne koje na SailBook Cup 2015

Kto chce a nie ma na czym płynąć? Dwa jachty jeszcze kompletują załogę – s/y Barnaba i Meltemi Charter. W sprawie cen rejsu prosimy o bezpośredni kontakt telefoniczny z kapitaniami.

 

Kontakt Barnaba – Eugeniusz Jadczuk 603-417-274

DSC_7528

 

Kontakt Meltemi Charter – Michał Górecki 605-615-017

momo540x405